Są roszczeniowi czy po prostu mówią głośno o tym, o czym inni się wstydzą? Pokolenie Z chce być sobą w pracy

Są roszczeniowi czy po prostu mówią głośno o tym, o czym inni się wstydzą? Pokolenie Z chce być sobą w pracy fot. Tatiana Buzmakova / Shuttertsock.com

„Chcemy być sobą” – apelował kiedyś zespół Perfect, a dziś to pokolenie Z przejęło po nim tę schedę, po raz kolejny kwestionując panujące schematy. Pytanie tylko, czym właściwie jest autentyczność i w jakim stopniu „biurowa rola” różni się od tego, kim naprawdę jesteśmy? Chociaż nieustanna gra pozorów może w dłuższej perspektywie męczyć, pewnych ról nie jesteśmy w stanie tak po prostu odrzucić. Czy można być sobą w pracy?

Jakie są efekty noszenia gumowej maski przez kilkanaście godzin? Choćby była najlepiej dobrana, w pewnym momencie jej obecność zacznie doskwierać, uwierać, swędzieć i nie można się nawet podrapać. W przypadku maski emocjonalnej efekt jest podobny. Tymczasem wielu z nas codziennie wdziewa ją jako element obowiązkowego dress code’u do pracy, podczas gdy ten per se w niej nie występuje. Chociaż kultura korporacyjna narzuca konieczność odgrywania pewnych ról podczas wykonywania zadań, spektakl ten rozlał się na znacznie szerszą skalę. Od początku do końca dnia roboczego staramy się używać wysublimowanego słownictwa i udawać, że los firmy obchodzi nas bardziej od osobistych celów. Czy jednak ta gra musi być nieodzownym elementem zawodowej rzeczywistości? – zadaje sobie pytanie pokolenie Z. I choć można by stwierdzić, że taka postawa to zwykła roszczeniowość i kwestionowanie ustalonych norm tylko dla zasady, warto spojrzeć na sprawę nieco z dystansu.

Czy można być sobą w pracy?

Opinia o tym, czy w pracy można być sobą przypomina przeciąganie liny. Z jednej strony coraz więcej firm zachęca pracowników do własnej ekspresji i autentyczności, z drugiej jednak pada słynne „to zależy”… I tu wchodzimy na całe pole minowe zastrzeżeń i wyjątków od reguły, zaczynając od tych stricte zawodowych, na społecznych kończąc. A wkrótce szlifujemy nasze postaci i ich losy do korporacyjnej perfekcji. Seria gier „The Sims” może się schować! Często nawet nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, co się dzieje. A przecież diabeł tkwi w szczegółach. Odpowiedź na pytanie, czy w pracy można być sobą, nie jest prosta. Nie wynika jednak wyłącznie z odgórnie narzuconych zakazów czy nakazów. Często też sami stawiamy przed sobą ograniczenia, od których zależy nasza autentyczność.

Zależy od zawodu

W efekcie, wiele zależy od wybranej profesji, Opiekun klienta powinien być empatyczny, sprzedawca pełen werwy, marketer optymistyczny. Z kolei finansista musi być opanowany i profesjonalny, inżynier skrupulatny, a prawnik budzić zaufanie. Pewne elementy scenariusza są wręcz wkomponowane w oczekiwania na danym stanowisku. Zapewne można pozwolić sobie na pewną elastyczność w tym zakresie, jednak całkowite odrzucenie tych norm wymagałoby już człowieka-gumy. Przecież to nie stoi w sprzeczności z tym, aby naprawdę być sobą! Tylko wobec kogo? Klientów, przełożonych czy współpracowników? Albo też każdego po trochu, a nikogo w pełni.

Zależy od współpracowników

Wszystko zależy też od towarzystwa – nawet przy całkowitym przyzwoleniu na wyrażanie siebie nie sposób zagłuszyć wątpliwości, co pomyślą o nas inni. Łatka „dziwaka” lub „ousidera” niekiedy doskwiera równie mocno, co noszenie maski. I choć można pozwolić, by spływało to po nas jak po kaczce, to w obliczu codziennego kontaktu ostracyzm ze strony współpracowników naprawdę zaczyna być uciążliwy. A wystarczyło palnąć jedno głupstwo. Ta myśl, która przez następne tygodnie będzie o sobie uciążliwie przypominać o trzeciej w nocy, narzucając coraz to nowe narracje do minionej historii. Historii, o której zapewne pozostali dawno zapomnieli, zaaferowani rozwojem własnych losów. A może ciągle pamiętają…

Zależy od kultury

Nasze podejście do sytuacji zależy również od kurtuazji. Niekiedy zachowanie konwenansów nakazuje nam przyjęcie innej postawy niż ta, na którą zdecydowalibyśmy się osobiście. Nie trzeba się na nie godzić, jednak, przykładowo, powiedzenie losowemu współpracownikowi, że się go nie kojarzy, jest zwyczajnie przykre, przez co powoduje dyskomfort obu stron. Podobnie przecież, gorszy dzień nie zwalnia z bycia uprzejmym. A wyładowanie frustracji na współpracowniku lub natrętnym kliencie niesie ze sobą opłakane konsekwencje.

Zależy od prezencji

Następnie zależy od wyglądu i ubioru. Niby nie powinniśmy oceniać się według tych kryteriów, ale czy rzeczywiście tego nie robimy? „Jak nas widzą, tak nas piszą” zawsze zostaje gdzieś z tyłu głowy. W końcu, ilu z nas spotkało w pracy „tego fajnego” specjalistę social media ubranego w idealnie skrojoną marynarkę i nieskazitelnie białą koszulę zapiętą na ostatni guzik? Pewnie prawie nikt. Nawet jeśli jako osoba najlepiej czuje się on w oksfordach, środowisko będzie wymagać biegania po biurze w śmiesznych pluszowych pantoflach. Oczywiście można to zanegować i udawać, że nic takiego nie występuje.

Przyjrzyjmy się jednak kompletnie odwrotnej sytuacji. Biegły rewident, będący zawodem zaufania publicznego, w dresach, bluzie z kapturem i wytartych adidasach. Niby wszystko w porządku do czasu, gdy spokojnie siedzi za biurkiem. Ale gdybyśmy napotkali go w ciemnej uliczce, mógłby wzbudzić pewien niepokój. Nie rozwiałby go nawet okrzyk: „Przyszedłem dokonać rewizji finansowej!”. Mimo ambitnej chęci nieoceniania ludzi po wyglądzie, zapewne odnieślibyśmy wrażenie, że chce zrewidować raczej nasz portfel.

W rezultacie docieramy do obrazu pewnej osoby. W natłoku tych „drobnych” poprawek powoli zaczyna brakować przestrzeni, aby być sobą. A może właśnie dopiero w tym holistycznym ujęciu naprawdę nim jesteśmy?

Korporacyjny teatrzyk nie pozwala nam być sobą

Kto zatem wtłoczył nas w ramy tego globalnego przedsięwzięcia i kiedy zaczęła się ta saga? Motyw theatrum mundi (łac. teatr świata) to nie tylko przejściowa moda XVII i XVIII wieku. I choć ta myśl jak kamień serce gniecie, to topos życia ludzkiego jako teatru ma się bardzo dobrze również we współczesnej kulturze. Mogliśmy ostatnio doświadczyć tej refleksji chociażby w ramach przeciętnego filmiku na TikToku, jednego z wielu. Jednak poruszenie, jakie wywołał świadczy już o poważniejszej istocie sprawy. Pewnym clou, którego być może jesteśmy świadomi, tylko nie mówimy o tym na głos. Lub też nie dopuszczamy owej świadomości do swojej świadomości.

TikTok nauczy nas jak być sobą?

W ostatnim czasie, platformę z krótkimi filmami opanowała prawdziwa mania na trendy związane ze środowiskiem zawodowym. Jednym z najnowszych jest dyskusja w temacie autentyczności w miejscu pracy zapoczątkowana przez 23-letnią Hannah Shirley. Była pracownica znanej platformy z kursami, Udemy, wygłasza w nim opinię, iż codzienne życie w korporacji przypomina przedstawienie aktorskie. Pracownicy każdego dnia udają, że rozwój firmy jest ich życiową pasją, używają zbyt skomplikowanego języka tylko po to, żeby udowodnić jak bardzo są bystrzy. Influencerka kończy nagranie pytaniem, czy tylko ona tak to widzi. Bynajmniej – jak się okazuje! Setki osób podchwyciły jej słowa i odniosły je do swoich własnych przeżyć.

Przekaz Shirley mocno rezonuje wśród użytkowników TikToka, którzy dzielą się spostrzeżeniami na ich temat w licznych komentarzach:

OMG, tak! Rozmowa z ultra korporacyjnymi ludźmi brzmi jak gadanie z robotami. Weźcie po prostu wyluzujcie, żyjemy na pływającej w kosmicznej przestrzeni skale!

Co więcej, niezadowolenie ze sztuczności i wymuszonych zachowań w pracy nie ogranicza się jedynie do młodszych osób. Podobnymi opiniami dzielą się również starsi widzowie:

Nie jestem z pokolenia Z, mam 49 lat, ale zawsze tak uważałam. Za dużo teatralnego dramatu, podczas gdy wszystko powinno być po prostu proste w życiu. Wyczerpujące i drenujące.

Niektórzy natomiast nie chcą siedzieć bezczynnie i akceptować zastanego stanu rzeczy. Odbierają spostrzeżenia TikTokerki jako swoiste wezwanie do działania:

Nie musimy udawać. Po prostu wykonuj dobrą robotę i wracaj do swojego życia. Bądź zmianą, której pragniesz!!!

Aczkolwiek, taka postawa wiąże się również z ryzykiem nieodpowiedniego odebrania przez otoczenie.

Przestałem udawać, a ludzie myślą, że jestem wredny

– konkluduje jeden z widzów filmiku.

Pokolenie Z wszystko kwestionuje

W publicznym dyskursie niemal na każdym kroku można usłyszeć zarzuty, że pokolenie Z chce wszystko kwestionować. Z drugiej strony prowadzi tym samym do radykalnych zmian w obszarach, które dotychczas leżały odłogiem. Rola pracy w życiu człowieka, która rozrosła się niemal do pozycji credo, powoli ustępuje z pierwszego planu. Priorytetami stają się na nowo wartości, takie jak rodzina, zdrowie, kondycja psychiczna czy prawo do wyrażania siebie. Można by powiedzieć, że tak jak „Confiteor” Stanisława Przybyszewskiego apelował o pozwolenie sztuce na bycie sztuką, tak nieco sto lat później młode pokolenie ponownie uderza z charakterystycznymi postulatami. Tym razem jednak w rozszerzonym wydaniu – zostawmy w życiu przestrzeń na życie!

Dana postawa nie każdemu może być w smak. Rzuca bowiem cień na porządek świata, do którego byliśmy najzwyczajniej przyzwyczajeni. Może również prowadzić do nadużyć i postaw patologicznych, zwłaszcza w obliczu wszechstronnej dostępności nieweryfikowanych przez nikogo informacji, jaką zapewniają nam media społecznościowe. Wypaczenia nie oznaczają jednak konieczności burzenia samego w sobie fundamentu ideologicznego. Wręcz przeciwnie, należy go wzmacniać w przejrzystości przekazu i jego założeń. Zrzucenie odpowiedzialności na karb pokolenia, którego dopiero jakiś czas temu weszło w dorosłość, wydaje się najprostszym rozwiązaniem. Nic zresztą dziwnego! Być może zarzuty o roszczeniowości i braku doświadczenia również mają w sobie ziarno prawdy. Nie oznacza to jednak, że muszą być z gruntu negatywne. Patrząc na sprawę z pewnym dystansem, dostrzega się jej drugie dno. W wielu przypadkach bowiem doświadczenie jest też kwestią przyzwyczajenia.

Nie oni pierwsi i nie ostatni

Tymczasem na świecie następują coraz to kolejne gwałtowne metamorfozy socjo-ekonomiczne, wobec których nie da się przejść obojętnie. Części z nich już dawno udało się wkraść cichcem do rzeczywistości. Przykładowo obecnie trudniej jest znaleźć pracę w branżach white collar, w której obowiązuje rygorystyczny regulamin ubioru niż taką bez niego. Zmiany, których aktualnie próbuje dokonywać pokolenie Z, nie różnią się tak wiele od zasług ich poprzedników. Strach pomyśleć, jakie roszczeniowe musiało być pokolenie naszych dziadków, które nawet w czasach komunistycznego reżimu, począwszy od lat 70. próbowało wydębić coraz to więcej wolnych sobót w skali roku. Aż ostatecznie polski weekend stał się tym, co znamy obecnie. Pamiętajmy o tym i podziękujmy im za „bezczelność” i „kwestionowanie wszystkiego”, kiedy będziemy się cieszyć sobotnim relaksem.

Być sobą czy też nie być – oto jest pytanie

Wola, aby w pracy być sobą, nie wykracza poza zdolność do realizacji tej ambicji. Warto natomiast zastanowić się nad tym, co to oznacza. Inne cechy przejawiamy bowiem w relacji z rodziną, przyjaciółmi, partnerem czy dalszymi znajomymi. I każda z tych osobowości stanowić będzie tą prawdziwą, jedynie wtłoczoną we właściwe okoliczności. Może zatem, żeby być sobą w pracy, nie trzeba też popadać w skrajności i zaakceptować, że będziemy elastycznie dopasowywać się do różnych społecznych ról. Próba wyparcia się wszelkich ograniczeń doprowadzi bowiem nieuniknienie do powstania nowych. Możemy jednak zadbać o to, żeby przypominało to rozwijające zajęcia z yogi, nie zaś łamanie kręgosłupa, żeby się gdzieś zmieścić. Pozwólmy, aby nasze role pozostawiały nam na tyle swobody, żeby czuć się komfortowo i pracować oraz żyć w jak najlepszych warunkach. Opłaci się to również z perspektywy biznesowej. Nie przymuszając się do wykonywania karkołomnych akrobacji, prawdopodobnie zwiększylibyśmy zwyczajnie swoją efektywność zamiast efektowności.

Redaktorka

Z wykształcenia filolog języka francuskiego, jednak od najmłodszych lat emocjonalnie związana z dziennikarstwem i działalnością literacką. Interesuje się szerokim wachlarzem tematycznym, zaczynając od kwestii językowych, kulturowych i społecznych, poprzez finanse i ekonomię, aż po naukę i prawo. Można powiedzieć, że w życiu podąża za iście renesansową definicją bycia "humanistą".

Banner zachęcający do adopcji psów ze Schroniska

Czytaj także

Komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w tekście
Zobacz wszystkie komentarze