Jak utrzymać balans pomiędzy profesjonalizmem a przyjaźnią w miejscu pracy? Uczestnicy najnowszego „Na Dywaniku” podpowiadają!

Jak utrzymać balans pomiędzy profesjonalizmem a przyjaźnią w miejscu pracy? Uczestnicy najnowszego fot. materiały prasowe

Idąc do nowej pracy niektórzy próbują jak najszybciej zawrzeć przyjazne stosunki ze wszystkimi dookoła. Inni natomiast wolą zachować profesjonalny dystans i nie przekraczać pewnych granic. Z badań firmy Michael Page wynika, że aż 62 proc. polskich pracowników utrzymuje prywatne kontakty ze współpracownikami poza pracą. To świadczy o tym, że czy tego chcemy czy nie, przyjaźnie w pracy istnieją i mają się dobrze. Jak więc pozwolić sobie na to piękne uczucie jednocześnie zachowując balans pomiędzy pracą a przyjaźnią?

KONKURS: Jedź na półfinał Ligi Mistrzów do Madrytu!

Aplikuj

O work-life balance, czyli zachowywaniu równowagi pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym słyszał praktycznie każdy. Wdrażane są w tym zakresie kolejne dyrektywy a media prześcigają się w udzielaniu porad, jak po pracy odciąć się od niej grubą krechą. A co, jeśli części naszej prywatności nie da się oddzielić od pracy? Ba! Jest wręcz jej nieodłącznym elementem? Przyjaciel w pracy może sprawić, że każdy poniedziałek będziemy witać z radością. Utrzymanie takiej przyjaźni wiąże się jednak z nie lada trudnościami, którym trzeba sprostać i które warto przepracować zanim zaczną kłaść się cieniem na naszych relacjach.

Czy w pracy są tylko znajome twarze?

Czy zawieranie przyjaźni w pracy w ogóle jest możliwe to temat-rzeka. Jedni uważają, że taka opcja kategorycznie nie wchodzi w grę. W pracy powinny być tylko znajome twarze. Inni z kolei nie widzą przeciwwskazań, żeby właśnie od tego zaczynać swoją zawodową przygodę w każdej nowej firmie. W ramach autorskiej serii video zapytaliśmy się naszej społeczności, jak podchodzi do tej paradoksalnie kontrowersyjnej kwestii.

Tak, jest możliwa

– deklarują niektórzy z pełnym przekonaniem.

Inni wykazują większy sceptycyzm:

Jeśli jesteśmy profesjonalni, nie powinno do tego dojść.

Warto jednak pamiętać, że życie potrafi zaskakiwać. Nawet, jeśli zazwyczaj staramy się podchodzić z pewną dozą ostrożności do obdarzania kogoś zaufaniem, a tym bardziej określania przyjacielem, również w biurze może dojść do spotkania człowieka, którego z radością uhonorujemy tym mianem. Może się zresztą zdarzyć, że nasz kandydat nie będzie nowo poznaną osobą. Szczególnie, jeśli w dalszym ciągu trzymamy się stron rodzinnych. Spotkania po latach ze znajomymi ze szkoły, studiów czy letnich obozów wcale nie należą do rzadkości. Wiele firm oferuje także programy poleceń pracowniczych, na które z dużą dozą prawdopodobieństwa zaprosimy jednak dobrze znane sobie osoby. Pozostaje z czegoś zrezygnować lub jakoś sobie radzić. W końcu, jak zaznaczają uczestnicy wywiadu:

Praca to miejsce jak każde inne i można mieć przyjaciół także w pracy.

Widzimy się w różnych sytuacjach i przewijamy się przez różne swoje humorki.

Kiedy jednak dojdzie do takiej sytuacji, warto liczyć się z tym, że kłody, które rzuci nam pod nogi los nie zawsze będą z tego samego drzewa co w przypadku sfery stricte prywatnej. Na co zatem należy zwrócić szczególną uwagę, aby utrzymać balans pomiędzy pracą a przyjaźnią?

Balans pomiędzy pracą a przyjaźnią nie przychodzi sam – jakie stawia przed nami trudności?

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że przyjaźń jest w życiu człowieka nieocenionym walorem. Prawdziwi przyjaciele to skarb, o który warto dbać. A wtedy, jak twierdzi prawdziwy autorytet w dziedzinie przyjaźni – Kubuś Puchatek – takich dwóch, jak was trzech to nie będzie ani jednego. Niemniej, podobnie jak w przypadku nadwątlonego kontaktu, codzienna ekspozycja na drugą osobę również stawia na naszej drodze pewne komplikacje. Niezbędnym jest, aby obie strony prawidłowo na nie zareagowały. Zachować balans między pracą a przyjaźnią nie zawsze jest łatwo, jednak do tanga trzeba dwojga i wspólnymi siłami można dążyć nawet do niemożliwego.

Wyścig szczurów

Rywalizacja potrafi być doskonałym motorem do działania, pchającym nas do przodu i nakłaniającym do przekraczania kolejnych granic. W odróżnieniu od innych form dopingu, ta zazwyczaj nie jest niczym niewskazanym – nawet w sporcie. Oczywiście tak długo jak się ją trzyma w ryzach. Jeśli zatem mamy zapał do konkurowania z przyjaciółmi – kto na dłużej wstrzyma oddech czy też dostanie lepszą ocenę na egzaminie z biologii – możemy z czystym sumieniem przełożyć to na grunt zawodowy. Jeśli jednak te zawody nie zawsze kończyły się zbiciem piony i zuchwałą pogróżką ze strony przegranego, że następnym razem nie będzie tak łatwo, to należy się zastanowić, czy cel uświęca środki.

Zjawisko wyścigu szczurów w kulturze korporacyjnej nie jest niczym nowym. Przewija się ono przez społeczne imaginarium na przestrzeni dziesiątek lat. Niejednokrotnie ludzie motywowani chęcią pięcia się po szczeblach korporacyjnej drabiny, decydowali się na nie zawsze czyste zagrania, aby strącić z niej „konkurentów”. Bezpośrednia konkurencja w miejscu pracy i nieograniczona rywalizacja będzie olbrzymim wyzwaniem dla przyjaźni pomiędzy współpracownikami – zarówno tej dojrzałej, jak i dopiero powstającej. Nawet, jeśli zawsze druha w sobie mamy niczym Woody i Buzz Astral z „Toy Story”, może to rzucić się cieniem na naszą relację.

Dlatego, jeśli zdarzy nam się bezpośrednio konkurować, na przykład o możliwość awansu, wyjazdu służbowego lub dowolnych benefitów z osobą, która jest nam bliska, najlepiej będzie z nią o tym szczerze porozmawiać i ustalić pewne zasady oraz wspólne podejście do tematu. Wyjaśnienie ewentualnych punktów zapalnych pomoże w uniknięciu konfliktu w zarzewiu. Pozostając zatem w pixarowym klimacie – należy rywalizować niczym Zygzak McQueen i Strip „Pan Król” Zawierucha, a nie jak Marek Marucha. Pamiętajmy jednak, że nawet pomimo najlepszych starań w niektórych przypadkach może być konieczny przynajmniej chwilowy wybór pomiędzy przyjaźnią a rozwojem zawodowym. Szkoda jednak byłoby stracić coś cennego dla niepewnej chwili triumfu.

Nie dajcie się zielonookiemu potworowi zazdrości!

Zazdrość sama w sobie jest niezwykle wyniszczającym uczuciem. Słowami Szekspira: „jest niczym zielonooki potwór, kpiący z mięsa, którym się żywi”. A ten niewdzięczny stwór potrafi napsuć naprawdę dużo krwi, nie dając w zamian praktycznie nic. Niestety, jego występowanie w środowisku zawodowym zostało już wielokrotnie potwierdzone na wszystkich szerokościach geograficznych. Subtelnie zaszczepia w nas jad, wpływający na relacje ze współpracownikami. Nawet najbliższymi. Nie chodzi jedynie o awanse lub postrzegane niesprawiedliwości w wynagrodzeniu. Bynajmniej! Przyczynkiem do zazdrości może być nawet drobiazg. Nierówna uwaga ze strony przełożonego albo nieotrzymanie pożądanego projektu. A kiedy już się osiedli… potwór bezszelestnie będzie powiększać swoje terytorium, stopniowo zjadając wszystko co zostało z przyjacielskiej relacji.

Takie sytuacje prowadzą dodatkowo do wewnętrznego konfliktu, kiedy zastanawiamy się, jakimi właściwie jesteśmy przyjaciółmi, jeśli nie umiemy się bezinteresownie cieszyć sukcesem bliskiej naszemu sercu osoby. Wezwawszy w posiłkach poczucie winy, zazdrość zdaje się triumfować. Ale czy na pewno tak musi być? Być może należy spojrzeć na sprawę z nieco innej perspektywy i zauważyć, że nawet pozornie zerojedynkowe sytuacje mogą przerodzić się w „win-win”. Jeśli nasz przyjaciel radzi sobie stosunkowo lepiej w sferze zawodowej, zawsze może nas wesprzeć w dalszym rozwoju lub w przyszłości polecić nam wartościowsze oferty. Tym niemniej, pokonanie zazdrości to nie lada wyzwanie, któremu podołają tylko najdzielniejsi wojownicy.

Czy można zachować balans pomiędzy pracą a przyjaźnią w obliczu awansu jednej ze stron?

Łatwo mówić o radzeniu sobie z problemami w relacji, gdy mówimy o sytuacjach hipotetycznych. Rywalizacja nie zawsze przecież musi kończyć się wygraną jednej ze stron. Zaś zazdrość można uznać za bezpodstawną, gdy zazdrościć nie ma czego. Kiedy jednak mamy do czynienia ze zjawiskiem, które już się dokonało, starania, aby utrzymać balans pomiędzy pracą a przyjaźnią należy przenieść na zupełnie nowy poziom. Zapytaliśmy uczestników “Na Dywaniku”, czy przyjaźń w miejscu pracy może przetrwać awans jednej z osób?

Jeżeli mówimy o przyjaźni jako prawdziwej wartości, to myślę, że tak. Osoba, która pozostała na tym samym stanowisku powinna się cieszyć z sukcesu tej pierwszej.

Hierarchia na pewno ma wpływ, ale myślę, że przyjaźń to przetrwa.

Jest to naturalne, że jakaś osoba awansuje. Pieniądze nie powinny dzielić przyjaciół.

Odpowiedzi napawają niemałym optymizmem. Można by nawet stwierdzić, że rzeczony awans stanowi swoistą weryfikację relacji.

Warto jednak spojrzeć na sprawę również z innej perspektywy. Osiągnięcie nowego poziomu w hierarchii czy nagły wzrost stopy życiowej mogą zacząć zmieniać człowieka. Widząc, że źle to wpływa na naszego przyjaciela, do głowy zaczyna mu uderzać przysłowiowa “sodówka”, a jego podejście do nas się zmienia, nie pozostawajmy bierni. Reakcja w takim przypadku wcale nie musi świadczyć o tłumionej zawiści. Nowe obowiązki oraz wysoka odpowiedzialność potrafią naprawdę przytłoczyć, gdy nie było się na nie gotowym. Być może właśnie teraz przyjaciel jest takiej osobie najbardziej potrzebny. Nawet, jeżeli czasem musi zaryzykować swoją pozycję, aby powiedzieć: “Nie warto, to cię przerasta!”.

Jeśli zaś w obliczu awansu nasze relacje uległy gruntownej zmianie, która zaczyna przekraczać poziom komfortu i balansować na granicy akceptacji, pora pomyśleć o sobie. Brak zgody na niewłaściwe traktowanie lub zachowanie, którego nie popieramy, nie czyni z nas od razu złych znajomych. Taki impuls do refleksji może nawet ostatecznie wyjść wszystkim na korzyść.

Czy każdemu można zaufać?

Chociaż chcielibyśmy wierzyć, że ludzie, którzy nas otaczają, mają dobre intencje, rzeczywistość nie zawsze okazuje się kolorowa. Nasza społeczność podpowiada, po czym rozpoznać, że można komuś zaufać, żeby osoba, którą mamy za przyjaciela nie okazała się najgorszym wrogiem:

  • po spojrzeniach;
  • wsparciu, nawet w trudnych sytuacjach;
  • uśmiechu;
  • żartach;
  • a przede wszystkim wewnętrznej intuicji.

Ważne, aby w przypadku sparzenia się umieć potraktować to jako lekcję na przyszłość, z której wyciągamy właściwe wnioski. Jednorazowy incydent nie powinien ważyć na wszystkich relacjach, których się podejmujemy.

Balans pomiędzy pracą a przyjaźnią wymaga ogromnej dozy profesjonalizmu

Nie wszystkie trudności, jakie postawi przed nami balans pomiędzy pracą a przyjaźnią muszą wydawać się z gruntu złe. Niektóre jednak, nawet zapewniając niezliczone pokłady frajdy, mogą poważnie nadszarpnąć naszą zawodową pozycję. Poniedziałki u boku przyjaciela mogą przywoływać radosne flashbacki z przedszkola. Tydzień wiązał się wtedy przede wszystkim z zabawą, zabawą i jeszcze raz zabawą. Niestety, na gruncie zawodowym ta przestrzeń znacząco się zawęża. Nie trzeba od razu siedzieć przygnębionym ze wzrokiem wbitym w ekran komputera, ale jednak praca wymaga realizowania przydzielonych obowiązków. Podczas, gdy zerkając w kierunku sąsiedniego biurka widzimy to porozumiewawcze spojrzenie – “spotkanie przy dystrybutorze wody…”

Pracując wspólnie z osobą, z którą uwielbiamy spędzać czas, siłę woli trzeba znaleźć przede wszystkim w sobie i umieć jasno ustanawiać granice. Jak przestrzegają uczestnicy “Na Dywaniku”:

Najpierw robimy pracę, a potem dopiero przyjemności.

Trzeba wiedzieć, jakie cele chce się osiągnąć.

Trzeba wiedzieć, kiedy rzeczywiście pracujemy, a kiedy mamy taki luźniejszy czas i też uszanować to, gdy druga osoba jest skupiona.

Balans pomiędzy pracą a przyjaźnią wymaga niestety pewnych poświęceń na gruncie zawodowym. Nie zapominajmy jednak, że kontakt w pracy nie stoi w sprzeczności w kontakcie poza nią. Skoro jednak w ramach work-life balance decydujemy się na pewne wyrzeczenia w obrębie work, to dla zachowania równowagi należałoby zrobić to samo w obrębie life. A na wspólnym wyjściu po godzinach podarować sobie omawianie tematów zawodowych.

Redaktorka

Z wykształcenia filolog języka francuskiego, jednak od najmłodszych lat emocjonalnie związana z dziennikarstwem i działalnością literacką. Interesuje się szerokim wachlarzem tematycznym, zaczynając od kwestii językowych, kulturowych i społecznych, poprzez finanse i ekonomię, aż po naukę i prawo. Można powiedzieć, że w życiu podąża za iście renesansową definicją bycia "humanistą".

Banner zachęcający do adopcji psów ze Schroniska

Czytaj także

Komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w tekście
Zobacz wszystkie komentarze